13. grudnia… w Poznaniu. Wtedy i dziś…

stan wojenny  Foto:

Dzisiaj w Poznaniu ta rocznica obchodzona jest oficjalnie. To wynik wielu historycznych wydarzeń. Kiedy się zaczęły? W Poznaniu w 1956? W 1980? Czy właśnie 13 grudnia 1981? Czy to, że dzisiaj Polska zajmuje taką pozycję w Europie to zasługa generała Jaruzelskiego? Takie głosy się pojawiają. Niestety.

stan wojenny

28 lat temu rano obudziłem się wcześnie. Włączyłem radio “major” – cicho, by nie obudzić nikogo. Na wszystkich kanałach smutna muzyka i od czasu do czasu jakiś smutny facet, który gadał o czymś, czego nie rozumiałem. O 9:00 nie było teleranka – wiadomo już było, że coś się dzieje. Pobiegłem po śniadaniu pod kino SŁOŃCE – dziś już nie istniejące. Czekałem na kolegów, którzy mieli wrócić z Borów Tucholskich – ja miałem tam jechać 14 grudnia. Nie pojechałem, nie zostałem harcerzem. Było tego ranka biało, było zimno. Czekaliśmy nie wiadomo na co. Nie pamiętam z tego dnia niczego więcej. Prawie. Nie pamiętam wojska, milicji. Może tego dnia nie chcieli niepotrzebnie drażnić? Może na osiedlu Przyjaźni nie byli potrzebni?

stan wojenny 2

Pamiętam cały stan wojenny. Czołgi jadące Św. Marcinem. Taki pokaz siły. Pamiętam demonstracje pod pomnikiem. Strach. Drukowanie ulotek, gazetek. Nocne narady rodziców. Jak przekazać internowanym przyjaciołom wiadomość, jak przemycić radio skonstruowane tak by odbierało Wolną Europę… Chwalenie się przyjaciół w szkole, że znów była u nich ubecja i znów nic nie znaleźli, bo nie wpadli na to by zajrzeć pod szuflady a nie do szuflad… Pamiętam m.in. duży napis na boisku UAM “na szamarzewie”. Rozmowę z żołnierzami grzejącymi się przy koksowniku na Cytadeli przy pomniku z czerwoną gwiazdą. Akademiki przy obornickiej w których stacjonowało ZOMO.

Pamiętam również szkolne dyskoteki, zabawy na stoku osiedlowym i na Cytadeli.

Stan wojenny w Poznaniu miał swoje dramatyczne chwile, miał swoje ofiary. Ale stan wojenny to również codzienność. Czasami szara, ale to również czas do którego chętnie się wraca. Nie dlatego, że to był dobry czas. Bo nie był, ale nawet w takiej okropnej rzeczywistości przeżywaliśmy wspaniałe chwile. W końcu byliśmy dziećmi. Walczyliśmy z tym wszystkim co nas otaczało na swój sposób – nie tylko włączając się do różnych działań podziemia. Taką walką było też “normalne” życie nastolatków.

Są teraz ludzie, którzy wtedy (a być może jeszcze wcześniej) zapomnieli, że pewne sprawy nie podlegają dekretom, służbom specjalnym. Nauczyli się żyć tylko w takich warunkach, z podziałem na “nas” i “onych”. To są najbardziej tragiczne ofiary stanu wojennego. Do dzisiaj wszędzie widzą szpiegów, spiski…

Tym którzy to przeżyli nie są potrzebne pomniki, nie są potrzebne medale i nagrody. Największą jest – moim zdaniem – normalność i świadomość, że to o nią chodziło nam wtedy.

foto: solidarność

Dodaj komentarz

kliknij by dodać komentarz