Sport

Pelplin lepszy od poznańskiego Basketu

Enea Basket Poznań - Decka Pelplin  Foto: lepszyPOZNAN.pl/Piotr Rychter

Zwycięstwem w Zgorzelcu zapewniliśmy sobie definitywnie pobyt w 1LM na kolejny sezon. Nie oznaczało to, że na tym skończyły się nasze aspiracje. Te jednak zostały mocno zweryfikowane po kolejnych dwóch meczach, niestety przegranych. Tak, jak można było się spodziewać ewentualnej porażki w Starogardzie Gdańskim, tak porażka wczorajsza dumą  nie napawa. Podkreślam „dumą”, bo bywają mecze, które jeżeli nie napawają dumą, to w przypadku przegranej, przynajmniej nie przynoszą wstydu. Ten mecz był w moim odczuciu najgorszy, jaki rozegraliśmy w przekroju całego dotychczasowego sezonu. Nigdy rzuty za 3 punkty nie były naszą silną bronią, ale w tym meczu wykazaliśmy wyjątkową indolencję. Wykonaliśmy 2! celne rzuty na 25 prób, co stanowi 8%!. Czy może być gorzej? Oczywiście, zawsze można nie trafić żadnego, dopiero wtedy już gorzej nie może być. Zawodnicy gości mocno zawężali strefę podkoszową, a wtedy skuteczną bronią są właśnie rzuty za 3 punkty. Oczywiście nie wykonane, tylko celne. Dla zachowania właściwej oceny tego meczu należy dodać, że również zawodnicy drużyny z Pelplina nie grzeszyli skutecznością tych rzutów, ponieważ również trafili zaledwie 2 razy, ale tylko na 15 prób. Łącznie, chyba rekord sezonu, zawodnicy obydwóch drużyn trafili 4 trójki na 40 prób. To już chyba jest zmęczenie w powoli dobiegającym końca sezonie. Oczywiście nie dla wszystkich drużyn, dla niektórych rozpocznie się najważniejsza część sezonu: play off, czyli walka o awans do ekstraklasy. Nas w tej walce prawdopodobnie zabraknie /szanse tylko teoretyczne/, ale nie jest to powód do rozpaczy, bowiem nasz czas, mam nadzieję, dopiero nadejdzie. I jeszcze the last but not least. Chciałbym przypomnieć zawodnikom, że jeżeli jesteśmy wyrozumiali dla Waszego zmęczenia, pamiętajcie, że zmęczenie dopada również innych, a trenerzy i zarząd naszego, jak zresztą innych klubów, nie zakończą sezonu na „roztrenowaniu”, ale nadal będą intensywnie pracować, a potem …, a potem to już kolejny sezon. I tak przechodzimy do próby opisu tego, co się zdarzyło w trakcie meczu. Po rozpoczęciu meczu, który na razie niezmiennie zaczyna się od rzutu sędziowskiego, przez 5 minut trwa taka sobie gra z taką sobie zdobyczą punktową. Po 5 minutach gry prowadzimy 6:5. Kolejne 5 minut to ponownie nasza zdobycz 6 punktów, na którą goście odpowiadają siedmioma i tak kończy się pierwsza kwarta wynikiem 12:13. Już wtedy notujemy skuteczność rzutów za 3 punkty na poziomie zerowym: 0:8. Może w drugiej będzie lepiej? Jest lepiej. Tym razem w dalszym ciągu rzucamy niezwykle konsekwentnie, tyle tylko, że niecelnie. Ale jest lepiej, ponieważ tym razem nie trafiamy na zaledwie 4 rzuty. Co się nam nie udało, to udało się zespołowi Decki. Również oddają 8 rzutów za 3 punkty, ale tym razem jeden jest celny: 1:8, czyli w procentach im przybyło także. Na domiar złego trafili pięć rzutów więcej za 2 punkty, a my 5 więcej za 1 punkt, to po pierwszej połowie zrobiło się 23:31. Nasza nadzieja rodziła się stąd, że nie przegrywaliśmy drugich połów. Potwierdza to kwarta trzecia, która zwiastuje przełom. Wreszcie trafiamy pierwszą trójkę i czekamy na następną. Jest jeszcze i druga, a ponieważ gra naszego zespołu wygląda znacznie lepiej, to po kolejnych 10 minutach /czystego czasu gry/ doprowadzamy prawie do remisu: 50:52 i o wszystkim zadecyduje kwarta nr 4. Poprawiamy się na krzesełkach pełni wyczekiwania na emocje i końcowe nasze zwycięstwo, bo przecież coś się ruszyło, a zwłaszcza trójki. Kosz został odczarowany i teraz to już posypie się prawdziwy ich grad. Rzeczywiście w 12 sekund po wznowieniu gry pyk za 2 punkty i remis, a po kolejnych kilkunastu ponownie pyk i prowadzimy 54:52. Może to pykanie wejdzie naszemu zespołowi w nawyk, a poparte jeszcze trójkami przyniesie plon w postaci zwycięstwa. Niestety, ale w tym dniu optymiści się zawiedli. Kontyngent trójek na ten mecz już wykorzystaliśmy, a innego sposobu na zwycięstwo nie znaleźliśmy. Poza tym w ważnych momentach meczu zawiódł nas rozsądek. Końcowy wynik pewnie nie oddaje rzeczywistego obrazu gry w jej końcowym fragmencie, bowiem często popełniamy faule chcąc przejąć piłkę, a jeżeli tego przejęcia nie wykorzystamy, to popełniamy kolejne, a to z kolei rodzi okazję do łatwych punktów drużyny przeciwnika. Nie oceniam zawodników, ale niezmiennie chwalę Wojtka Frasia, który jest w doskonałej komitywie z dd i tym razem dodał kolejne. Pewnie i trenerowi Panu Przemysławowi Szurkowi będzie niełatwo coś powiedzieć, ale mus to mus, czyli słuchamy: Treningi w mikrocyklu poprzedzającym mecz wyglądały naprawdę dobrze, więc mecz z Decką Pelplin zapowiadał się ciekawie, gdyż zarówno My jak i Oni zachowywali cały czas realną szansę na grę w play-off. Trudno więc wytłumaczyć naszą indolencję ofensywną, tym bardziej, że w 3 kwarcie zdobyliśmy niemal tyle ile w trakcie pozostałych razem wziętych. Nie realizowaliśmy naszego planu na mecz w ataku, pojawiła się nerwowość po naszej stronie, a mimo to mieliśmy realne szanse na zwycięstwo. Można powiedzieć, że w końcówce wróciły demony przeszłości, ponieważ rozegraliśmy ją fatalnie. Pozostały nam 3 mecze do końca sezonu i postaramy się już w najbliższym zatrzeć złe wrażenie z ostatniej niedzieli, a do końca rozgrywek udowodnić sobie i kibicom, że jesteśmy dobrą drużyną i sprawić jak najwięcej radości poznańskiemu koszykarskiemu środowisku.

Suzuki 1LM Enea Basket Poznań – Decka Pelplin 61:71

/12:13, 11:18, 27:21, 11:19/

Punkty dla Enei zdobyli:

W. Fraś dd 14, 11 zb., M. Tomaszewski 12, M. Dymała 9, J. Nowicki 7, 1×3, J. Fiszer 6, J. Andrzejewski 4, B. Ciechociński 3, 1×3, I. Maćkowiak 2, P. Stankowski 2, M. Wielechowski 2, 5 zb.

– dla Decki najwięcej punktów zdobyli:

T. Davis 20, 1×3, 7 zb., D. Ciesielski 12, D. Sączewski 9, 1×3, K. Obarek 8, 7 zb.

A co słychać u naszych kibiców? Łe jery Adziu, zaś teroz to my nie bydymy mieć rachy na meczu.  Tak rozpoczął rozmowę Biniu. Teroz, jak sie wszystko wyklarowało, bydymy cicho jak trusie. Nie, ale żeby my nie darli kalafy?. Nie o to się rozchodzi. Bydymy drzeć jak rychtyg kibole, ino, że nie bydymy nerwusiate. Kapujesz, nie? Jasne, że tak.

I co?, emocje były? Buły, ale jak my zaś przedtem godali, siedzieli my jak trusie wew saradeli. Chocioż czasami to my krzykli, ale tak trzebno, guli tego my się sknaili na mecz. Zaś wew chacie bydymy jak przytknij do rany. Zawdy jak my som nazad wew chacie po meczu, którny my wygrali, to ślubne rozdziawiają kalafy i majom fefry, guli my nie dostali szplina. Jezdymy nie do poznaki, takie my som na imie. A dzisiaj? A dzisiej to my dostali wew gor, ale my mieli rułe. Tylko czasami darli my sie, jak naszo mana barzy lepi świgała. To nie mieliście zbyt wielu okazji? Ale tej, jo się nie moge merknąć, guli uni ibują i nie mogą śwignąć akuratnie do kosza?. Nie rozchodzi się o to aby zawdy, ale dzisiej to uni świgali jak jakiejsiś papudroki. Tej, guli uni są już bejt? Może są zmęczeni. To już prawie koniec sezonu. Rychtyg, teroz sie zostoł jedyn mecz, a zaś bydymy musieli czekać oż do jesiyni, ale zaś teroz to już bydymy zawdy fytać na mecz, to jezd jak amynt wew paciyrzu.

źródło: kksbasket.poznan.pl

Użyte w artykule zdjęcia: lepszyPOZNAN.pl/Piotr Rychter

Dodaj komentarz

kliknij by dodać komentarz