Gospodarka

25 lat polskiej przedsiębiorczości

Autostrada Wielkopolska  Foto: Autostrada Wielkopolska

W 1991 r. wystarczyło 2 tys. dolarów, by pokryć wszystkie transakcje na warszawskiej giełdzie. Taki był dzienny obrót w czasie pierwszej sesji giełdowej po upadku komunizmu. Dziś GPW jest największym parkietem w regionie i przyciąga wielu inwestorów i emitentów.

25 lat temu ogromne niedobory kapitału uwidaczniały się także poprzez fatalny stan dróg, kolei i mieszkań. Urynkowienie gospodarki oraz wejście do UE przyczyniło się jednak do dużego postępu – dzisiaj PKB Polski jest ponad dwa razy wyższy niż w 1989 r

Początki rynku kapitałowego w III RP były jednak bardzo skromne. Brakowało prywatnego kapitału, wiedzy na temat rynków finansowych i prowadzenia obrotu giełdowego, wypracowanych dobrych praktyk i regulacji.

Autostrada Wielkopolska Foto: Autostrada Wielkopolska

Potem w 1993 r. tłumy inwestorów, skuszonych przez hossę, uczyło się z jego książki „Sztuka spekulacji”. Ważną lekcją dla nich była także pierwsza poważna bessa, która zaskoczyła rynek rok później. Dzisiaj polska giełda jest liderem w regionie Europy Środkowej i ma ambicję, by stworzyć wraz wiedeńską giełdą silną konkurencję dla dużych europejskich parkietów.

W 1991 r. polski rynek był tak mały, że dla zagranicznych inwestorów praktycznie nie istniał.

Zbigniew Komar Foto: Agencja Newseria– Pierwsze notowania i cały wolumen wszystkich transakcji to było 2 tys. dolarów – tyle transakcji wykonano. Pytanie moich studentów: „Kiedy Pan ściągnie fundusze inwestycyjne z Ameryki”, było śmieszne o tyle, że 2 tys. można było wyjąć z kieszeni i każdy z moich pytających mógłby obstawić cały obrót. Ale już pod koniec tego samego roku, kiedy giełda powstała, już doszliśmy do 400 tys. dolarów. Ten obrót rósł i kilka lat później zaczęliśmy dorównywać giełdzie w Turcji – mówi Zenon Komar, doradca i bankier inwestycyjny

Jak podkreśla, efekty 25 lat transformacji są satysfakcjonujące. Komar przewidywał wtedy, że wprowadzenie gospodarki rynkowej pozwoli uwolnić ogromny potencjał, jaki drzemie w polskim społeczeństwie – zwłaszcza pracowitość i zaradność. Potwierdziły to już pierwsze lata transformacji, kiedy dzięki tzw. ustawie Wilczka pojawiło się około 2 mln nowych przedsiębiorstw, co znacznie przebiło prognozy Leszka Balcerowicza i jego doradców.

Rozwój prywatnej przedsiębiorczości następował w sytuacji ogromnego ryzyka związanego z dramatyczną sytuacją finansową państwa. Pod koniec 1989 r. rezerwy walutowe Narodowego Banku Polskiego stanowiły około 1,6 mld USD, a deficyt budżetowy w wysokości 3 proc. PKB musiał być pokryty dodatkową emisją pieniądza przez NBP. To była jeden z przyczyn wybuchu hiperinflacji, dlatego plan Balcerowicza zakładał m.in. bilansowanie budżetu oraz zaprzestanie finansowania deficytu przez bank centralny.

W 1990 r. i 1991 r. PKB Polski kurczył się o blisko 7 proc., by w 1992 r. wzrosnąć o 2 proc. Lata 1993-2000 to okres dynamicznego wzrostu, tworzonego zwłaszcza w sektorze prywatnym. Nie był on jednak wystarczający, by doprowadzić do dużych, korzystnych zmian w takich obszarach, jak infrastruktura oraz niektóre usługi publiczne.

Odziedziczony po PRL stan techniczny dróg, linii kolejowych oraz wielu mieszkań był tak zły, że w latach 90. gospodarka nie była w stanie zapewnić niezbędnych nakładów na ich poprawę. Polska – w przeciwieństwie do nowych krajów członkowskich UE, jak Hiszpania, Portugalia czy Grecja – nie mogła wtedy liczyć na fundusze europejskie. Również kapitał zagraniczny w początkowej fazie transformacji nie był chętny do inwestowania w Polsce, szczególnie w sferze infrastruktury publicznej i budownictwa.

– Podczas wakacji w Hiszpanii w 1996 roku w każdym mieście widziałem żurawie, niesamowity boom budownictwa. I tak sobie pomyślałem, kiedyś będziemy widzieli rozwój budownictwa i dróg w Polsce. I dzisiaj widzimy, i budownictwo, i drogi. Oczywiście można powiedzieć, że ten boom w budownictwie nie wszystkim wyszedł na dobre, ale nowo oddawane drogi, autostrady i mosty na pewno służą Polakom – wylicza Zenon Komar.

Boom budowlany w Hiszpanii czy Irlandii ostatecznie doprowadził do głębokiego załamania tamtejszych gospodarek. Szczególnie w iberyjskim państwie, na krótko metę umożliwił on poprawę wskaźników ekonomicznych i odłożenie reform na półkę, które w tym samym okresie wdrażała Polska. Pękniecie na rynku nieruchomości bańki, nadmuchanej tanim kredytem oraz rządowym wsparciem, odsłoniło ogromne marnotrawstwo kapitału i pracy w postaci niepotrzebnych lotnisk, dróg czy mieszkań.

W Polsce boom na rynku nieruchomości był krótkotrwały i miał stosunkowo niewielkie rozmiary. Według części ekonomistów pomogła w tym zakresie dość konserwatywna polityka pieniężna NBP, przez co kredyt w Polsce nie był tak tani jak w strefie euro. Po drugie, napływ funduszy europejskich znacząco wzrósł dopiero w okresie silnego spowolnienia po 2008 r., co pomogło stabilizować polską gospodarkę.

Źródło: Agencja Newseria

Tagi:

Dodaj komentarz

kliknij by dodać komentarz