DAJCIE SPOKÓJ Z TYM BERLINEM!

foto: sxc - berlin lotnisko  Foto:

foto: sxc - berlin lotniskoJesteśmy zniesmaczeni wypowiedziami ekspertów, co do “wielkiego polskiego portu lotniczego w Berlinie” i głęboko się z nimi nie zgadzamy. Zadajemy sobie pytanie – czy my, Polacy naprawdę musimy zawsze narzekać i ślepo fascynować się innymi, nie dostrzegając pozytywnych zmian, jakie wokół nas zachodzą?!

Przecież ostatnie lata w Polsce to kolosalny wzrost liczby pasażerów oraz rewolucyjne zmiany, jakie dokonały się zwłaszcza w portach regionalnych! Ten trend trzeba wspierać, a nie kontestować! Inaczej na dobre ugrzęźniemy w marazmie i mentalności rodem z czasów zaborów. Najwyższa pora zmienić ten tok myślenia.

Lotniczy boom

Rok 2004 jest dla wielu polskich lotnisk datą przełomową. Zaczyna się desant nowych linii, tzw. low-costów, czyli tanich (niskokosztowych) przewoźników. Pogrążone w głębokim śnie porty regionalne są szturmowane przez pasażerów – ich liczba rośnie i zaczyna przekraczać „magiczny” milion (i więcej) odprawionych w ciągu roku: Kraków, Katowice, Gdańsk, Wrocław i Poznań. W całym kraju liczba pasażerów rośnie ponad dwukrotnie (2004 r. – 8,8 mln, 2009 r. – 18,9 mln). Stajemy się ewenementem w skali światowej, jeśli chodzi o dynamikę przyrostu. Gonimy cywilizacyjne zapóźnienie w tym zakresie. Wielu Polaków po raz pierwszy w życiu wybiera samolot jako środek transportu, inni cieszą się, że wreszcie mają bliżej i wygodniej – połączenia, na które czekali są teraz na wyciągnięcie ręki, prosto z ich lotnisk regionalnych.

Rzeczywistość zaskoczyła wszystkich!

Rok 2004: Ławica i Strachowice to zapyziałe lotniska z karykaturalną ofertą połączeń jak na wielkość miast i zaplecze ich regionów. Nic dziwnego, że ludzie z zachodniej Polski „walą drzwiami i oknami” na lotniska berlińskie lub na Okęcie. Takie podróże nie mają wiele wspólnego z przyjemnością – jedzie się długo, płaci się więcej. Ale skoro stąd mało co lata, to jaki mają wybór?

Rok 2010: Poznań i Wrocław dysponują coraz bogatszą siatką bezpośrednich połączeń do wielu miast w Europie. To już nie jest mowa tylko o kierunkach „emigracyjnych” typu Londyn, ale w grę wchodzą Barcelona, Rzym, Mediolan, Paryż, Alicante czy Malaga. Rozwijają się także połączenia czarterowe. Efekty są widoczne: liczba pasażerów na obu lotniskach wzrosła czterokrotnie w ciągu ostatnich pięciu lat! (2004 r. – Poznań 351 tys., Wrocław 355 tys., 2009 r. – Poznań 1,25 mln, Wrocław 1,32 mln). Wpisują się w ogólnopolski trend i to znakomicie.

Ta swego rodzaju polska „rewolucja lotnicza” to świetna wiadomość dla naszej gospodarki i turystyki. Jest to jednak wiadomość, której nikt w Berlinie nie brał wcześniej pod uwagę, zwłaszcza jeśli chodzi o zachód naszego kraju.

Berliński mit

Jedna z podpór rozwoju nowego portu BBI – polscy pasażerowie, mają teraz coraz większy wybór w swoich własnych portach. Co gorsza – wydaje się, że polubili latanie w ten sposób. Mało tego – potrafią zawalczyć o swoje. Warto tu przypomnieć chociażby działania w Łodzi (stowarzyszenie „Lotnisko dla Łodzi”) czy poznańską inicjatywę z 2006 r. „Chcemy latać z Poznania!”, zamienioną obecnie w klub internautów „Latamy z Poznania!”. Nowych kierunków w portach regionalnych przybywa i mają się nieźle. Dla Berlina zatem nie jest już tak „różowo” jak kilka lat temu. Czyżby więc szykowała się „wielka klapa” z polskimi pasażerami?

Bez wątpienia Berlin jest ogromną metropolią. Zapominamy jednak, że to troszeczkę kolos na glinianych nogach. Cały czas nie otrząsnął się z doświadczeń minionego wieku. Kondycja ekonomiczna stolicy Niemiec w porównaniu do innych miast kraju (zwłaszcza na zachodzie) i uwzględnieniu ich wielkości, nie prezentuje się imponująco. Wszystko wskazuje na to, że jeszcze długo tak pozostanie.

Berlin zatem nie generuje takiego ruchu lotniczego (Tegel i Schonefeld razem prawie 21 mln) jak np. mniejsze od niego Monachium (32,6 mln) czy Frankfurt (prawie 51 mln). Blado wypada też przy mniejszym Dusseldorfie (prawie 18 mln, 40 km dalej jest lotnisko w Kolonii z prawie 10 mln pasażerów). Całkiem przyzwoicie prezentuje się względem niego dwa razy mniejsza Warszawa (mając trochę mniej niż połowę jego ruchu lotniczego, czyli 8,3 mln), zważywszy na fakt, że jest ona stolicą państwa cztery razy biedniejszego. Czemu więc żyjemy berlińskim mitem?

Nasz interes w regionach

Jesteśmy przekonani, że w szeroko pojętym interesie gospodarczym Dolnego Śląska i Wielkopolski, leży umacnianie pozycji regionalnych portów lotniczych w Poznaniu i Wrocławiu (analogicznie sytuacja ma się w innych regionach kraju). To nasze okna na świat. Generują ruch turystyczny, ułatwiają międzynarodowe kontakty, przepływ ludzi i pieniędzy, przyczyniają się do wzrostu atrakcyjności inwestycyjnej regionów. Dla nas oznacza to same korzyści. Pamiętajmy, że sieć połączeń lotniczych jest bardzo ważna dla współczesnej gospodarki światowej, niczym kiedyś sieć dróg w Cesarstwie Rzymskim. Albo się jest aktywnym w tym systemie, albo następuje wykluczenie i zepchnięcie na drugi tor. Poznań i Wrocław ze swoimi możliwościami, nie mogą sobie pozwolić na „bycie pominiętymi”.

Mamy na tyle duży potencjał, by go dobrze wykorzystać. Istotny jest dalszy rozwój siatki połączeń bezpośrednich, który, co warto zaznaczyć, konsekwentnie w obu portach następuje. Na przykład obecna oferta Wrocławia jest już ciekawsza od pobliskiego Drezna, jeszcze kilka lat temu głównego konkurenta Berlina w podbieraniu dolnośląskich pasażerów!

Trzeba też połączyć Poznań i Wrocław z metropoliami światowymi, które umożliwią długodystansowe przesiadki na inne kontynenty (atrakcyjność wielkich portów jak Amsterdam, Paryż CDG, Madryt czy Londyn Heathrow jest w tym zakresie o wiele większa niż Berlina). Dzięki temu będziemy bardziej dostępni dla pasażerów ze świata. Otworzyć nasze porty na konkurencję innych linii lotniczych (zwłaszcza tradycyjnych, spoza aliansu Star Alliance, czyli latających do nas głównie LOTu i Lufthansy). Dalszy rozwój połączeń bezpośrednich z największymi i najważniejszymi portami europejskimi oraz czartery do miejsc wypoczynku, powinny w znaczny sposób zaspokoić potrzeby mieszkańców regionu.

Latanie z Berlina w naszej opinii powinno być raczej sporadyczne i ograniczać się do naprawdę wyszukanych kierunków. Szkoda czasu i pieniędzy na zbędne dojazdy. Wspierajmy nasze lotniska, by mieć więcej pieniędzy w naszych regionach. Uczmy się tego od doświadczonych w tym zakresie Niemców. To akurat dobry wzór do naśladowania.

Polska ma szansę

Polskie lotniska były zbyt długo pomijane na mapie międzynarodowych połączeń komunikacyjnych. Dbanie o naszą atrakcyjną pozycję w tym zakresie jest bardzo ważne. Przykład Berlina niech będzie dla nas inspiracją, a nie okazją do upartego malkontenctwa i snucia czarnych wizji!

Przemysław Filar, prezes Towarzystwa Upiększania Miasta Wrocławia

Paweł Sowa, prezes stowarzyszenia „Inwestycje dla Poznania”

Dodaj komentarz

kliknij by dodać komentarz