POZnań Recenzje restauracji i barów Stare Miasto

Pani Grażynko, kocham panią, czyli co jadają poznańskie słoiki?

Poznańskie słoiki  Foto:

Poznań to nie Warszawa, ale tu (jak śpiewa zespół Big Cyc*) też mocno pobrzękują „SŁOIKI”. Większość z nich to studenci, którzy już zjeżdżają do stolicy Wielkopolski (ponad 70 tysięcy), ale także ogromna ilość ludzi, którzy przybyli tu z wielu innych powodów niż studia, np. z miłości lub z zatrudnienia się w jednej z poznańskich firm.

Smak najlepszego poznańskiego schabowego opisuje Qlinarny Qń

Poznańskie słoikiOtoczony jestem wieloma osobami, którzy na pytania, gdzie mieszkają i skąd pochodzą odpowiadają, że z Poznania – o taaak, z Poznania! Jednak co dwa, trzy tygodnie jadą do rodzinnego domu i przywożą wiejskie jajka, swojskie kiełbasy i słynne słoiki z pysznościami od mamy, babci albo cioci.

Przywożone słoiki nie wynikają z jakiejś szczególnej oszczędności albo braku czasu na przygotowanie sobie codziennego domowego posiłku. To po prostu tęsknota za domem rodzinnym, za smakami z dzieciństwa, za pysznym, tradycyjnym jedzeniem.

Bo ileż można jeść burgery, kebaby, chińszczyznę albo przyrządzone po włosku makarony? Wielu z nas, wyjeżdżając na wakacje, stołując się w restauracjach już po tygodniu zaczyna tęsknić za normalnym, domowym obiadem, a co dopiero gdy takich tygodni jest więcej?

Tak, jestem słoikiem, skończyły mi się zapasy, więc wyruszam na poszukiwanie miejsc, gdzie można zjeść tradycyjny, obiad. Lokali, które reklamują się domowymi daniami jest ogrom, ale gdy widzę, leżącą na talerzu obok ziemniaków, kupioną surówkę z wiaderka po prostu unikam takich miejsc.

Jadę w okolice Starego Rynku.

Na Wrocławskiej kawałek od Starego Rynku, zaintrygowała mnie kolejka pod niepozornym barem o nazwie „Tylko u nas”(z dziwnym dopiskiem „u dziadka”).

Tylko u nas

To niewielki lokal, na mniej więcej 20 osób, z wystrojem, który absolutnie niczym nie zachwyca, ale jak się później okaże, wystrój w tym przypadku nie ma żadnego znaczenia. Szybko orientuję się, że ta kolejka to nie jakiś sztuczny tłum, tylko ludzie czekający na wolne miejsce! Wow! Dawno czegoś takiego nie widziałem. Co chwilę ktoś wychodzi z zapakowanym jedzeniem na wynos (mam wrażenie, że ponad 50% sprzedaży w tym miejscu, to właśnie dania na wynos).

Wchodzę do środka.

ChłodnikMenu zwięzłe, bez zbędnych udziwnień: 2 zupy, kompot, zraziki i król tego miejsca – SCHABOWY!

Składam zamówienie na chłodnik litewski (4 zł) i mały schabowy z kopytkami ze skwarkami + surówka z kiszonej kapusty ( 14 zł). W zestawie towarzyszącego mi kolegi, kotlecik w towarzystwie ziemniaków i surówki (10 zł), a wszystko zostanie poprzedzone fasolową (5 zł).

Zupy trafiają na nasz stół bardzo szybko. Doskonałe w smaku! Już czuję i wiem, że dobrze trafiłem!  Obie zupy zdecydowanie przypominają kuchnię domową, a ich smak to właśnie ten, za którym tęskni niejeden „słoik”.

Jedząc chłodnik zaczynam czuć cała pozytywna atmosferę tego miejsca. Dużą rolę odgrywa tu sympatyczna pani stojąca za ladą. Mam wrażenie, że pani Grażynka zna tu wszystkich, a na pewno większość pojawiających się tu klientów. Do wielu zwraca się po imieniu. Nim złożą zamówienie krzyczy w kierunku kuchni: „Raz duży, dobrze wysmażony schabowy dla pana Jacusia z ziemniaczkami i surówką”. Lubię takie specyficzne, indywidualne podejście do klienta. Obserwuję jej pracę przez dłuższy czas i myślę sobie, że powinni do tego baru przychodzić młodzi kelnerzy i właściciele innych lokali, by nauczyć się jak nawiązywać i budować relację z klientem.

Jedząc aromatyczną pachnącą majerankiem fasolową słucham zachwytów nad kotletem! Sąsiadka w przy stoliku, w czarnych legginsach i koszulce z poznańskiego maratonu, spogląda na mnie i mówi: „Pani Grażynka miała jednak rację ostrzegając mnie, że nie dam rady zjeść dużego schabowego!

Schabowy XXL

Nasze schabowe trafiają na stół (ten mały z pyrami, w wielu lokalach byłby przedstawiony w menu jako XXL).

Schabowy był rewelacyjny! Otaczała go doskonała panierka i był idealnie usmażony! Taki kotlet plus cudowne wręcz kopytka ze skwarkami (moja babcia robiła podobne) i kwaskowa kapusta sprawiły, że dziś już nic mi więcej do szczęścia nie potrzeba. Uznaje moje poszukiwania domowych smaków za udane. Dodam tylko jeszcze, że surówki są robione każdego dnia na miejscu.

PierogiPod koniec posiłku dosiadają się do nas dwie starsze panie. Na ich talerzach pierogi z kapustą, a na twarzach błogie zadowolenie!

Panie, okazują się być znajomymi pani Steni, mamy pani Grażynki. Kiedyś w we własnym mieszkaniu częstowała je różnymi mięsnymi pieczeniami albo własnoręcznie lepionymi pierogami, ale teraz przychodzą do „Tylko u nas”, bo jak mówią: „tutaj łatwiej zastać naszą Stenię, a kuchnia tak dobra jak domowa”. Opowiadały o właścicielce z sympatią i czułością, snuły opowieści o swoich kulinarnych tradycjach, o tym czego nauczyły się od swoich mam i babć. Warto bywać w takich miejscach nie tylko ze względu na smaczne jedzenie, ale też na to, że można w nich spotkać wyjątkowych otwartych i serdecznych ludzi.

„Tylko u nas” nie jest restauracją, za której zapachem i klimatem się tęskni. To miejsce nie przyciąga rewelacyjnym wystrojem czy fajnymi, młodymi kelnerkami. To jedno z tych miejsc, które przyciąga swoją autentycznością i szczerością kuchni, ludzie to wyczuwają i dlatego przewija się tu cały przekrój społeczny mieszkańców Poznania.

Jeśli przyjedziesz do stolicy Wielkopolski jako jeden z miliona siedmiuset tysięcy turystów, by poznać zabytki i różne atrakcje tego miasta, to na pewno znajdziesz tu ciekawsze miejsca by się posilić, ale jeśli tak jak ja, jesteś ceniącym smak „słoikiem”, który tęskni za domowymi obiadkami, to prędzej czy później, trafisz tu na pewno!

PS. Pani Grażynko KOCHAM PANIĄ!

10 komentarzy

kliknij by dodać komentarz


  • kiedyś spróbowałam schabowego w ładnym barze obok, ale nie ma porownania – u dziadka wymiata – a normalny kotlet gigant – polecam

  • Pani za ladą ma piękne imię Rosita, wiec ktoś autora artykulu wprowadzil w blad… 😉
    Jedzenie u Rositki, czy jak kto woli u Dziadka jest wyborne! Moge polecic z reka na zoladku! 🙂
    No i nie wiem czy ktos o tym wie, ale to lokal z tradycja rodzinna 🙂
    To taka ploteczka ode mnie jako poznskiej pyry 😉

  • Abstrahując od rzeczywistych wartości rzeczonego kotleta zaczynam się zastanawiać ile bierze Qń za umieszczanie tu i tam selektywnych reklam lokali gastronomicznych? Przestałem już zwracać uwagę na Jego opinie ponieważ sprowadzają się do reklamowania a nie rzetelnej, obiektywnej oceny. Przykro mi Qniu ale kiedy znów będziesz u mnie jadł – wygarnę Ci to w oczy.

  • Zgryz to wygarnij w oczy a nie trolluj! – Qń oprócz kasy wydanej na obiad otrzymuje gastronomiczną satysfakcję – choć w niektórych knajpkach i tego nie ma :p Swoją drogą, gdzie w tym tekście jest reklama? i czego?

  • Drogi Panie Zgryz 🙂
    Niech Pan mnie zapyta ja chętnie odpowiem.
    Uwielbiam ludzi Takich jak Pan i takie opinie.
    A jeść u Pana chyba nie zamierzam, bo szukam miejsc gdzie czuje się dobrze 🙂

    ps. Troling 🙂

  • Ps.2
    Panie Zgryz Podpowiem coś,
    idź do jednej z 20 kilku miejsc w Poznaniu i zapytaj ile zapłacili QŃowi 🙂 złap mnie za ręke opisz to podając fakty, Proszę 🙂

  • Zastanawiam się komu bardziej wierzę…. Komuś kto skrywa się pod jakimś anonimowym pseudonimem Zgryz, czy komuś kto się otwarcie wypowiada ze swojego otwartego profilu na FB o nazwie Qulinarny Qń? I jeszcze jedno…. Skoro ten Qń jada u Ciebie Zgryzie to rozumiem, że próbowałeś mu zapłacic i wnioskuję, że nie wziął, bo masz w sobie jakąś taką dziwną zlość w stosunku do niego 🙂

  • Droga Beato – nie próbowałem i nigdy tego nie zrobię ponieważ dla mnie duuużo cenniejszy jest “szary” Kowalski który powie wychodząc: Panie X – było pyszne. Lajki kupowane na facebooku i opłacane kryptoreklamy kiedyś się same wyjaśnią.