BizNews

Drogi frank – Państwo powinno interweniować

banknoty  Foto: sxc

banknoty Foto: sxcFrank gwałtownie podrożał, a wiele osób, które mają kredyt w tej właśnie walucie z przerażeniem patrzyło na rosnące wykresy. W całej Polsce jest takich rodzin jest około 700.000. Ile w naszej aglomeracji? Również mam kredyt w CHF i dlatego… domagam się interwencji Państwa!

Dla wielu osób, kredyt we frankach był jedynym, dzięki którym mogli kupić mieszkanie. Banki nie zawsze ostrzegały w wystarczający sposób przed ryzykiem. Oczywiście, że każdy biorący takie zobowiązanie powinien brać pod uwagę wahnięcia kursowe, wiedzieć że bezpieczniej jest brać kredyt w walucie w której się zarabia. Banki jednak dawały kredyty bardzo chętnie. Przy tak wysokim kursie problemy ze spłatą mogą być problemami systemowymi – mówił jeden z ekonomistów – ich skutki trudno w tej chwili przewidzieć.

Jeszcze raz zatem powtórzę – domagam się interwencji Państwa! Nie dla siebie. Nigdy nie chciałem i nigdy nie będę chciał dopłat do mojego kredytu, bo to byłoby nieuczciwe, a tak często są przedstawiane żądania “frankowiczów”. Domagam się zmian, które pomogą wszystkim biorącym kredyty – nie tylko w CHF.

W tej chwili ryzyko ponosi tylko i wyłącznie klient Banku. Sama instytucja jest zabezpieczona na wszystkie możliwe sposoby. Umowy powinny być „symetryczne”. Jeśli biorący kredyt nie może go spłacać (wypadek, utrata praca, kryzys itd.) Bank, po wyczerpaniu prób ratowania kredytu, powinien mieć prawo odebrania nieruchomości ale w takiej sytuacji kredytobiorca jest w całości rozliczony z Bankiem. Nie ma mieszkania, ale też zaległości. Może zacząć próbować układać swoje życie na nowo, znaleźć pracę, zacząć płacić podatki.

No dobrze, ale kredyty będą droższe – powie ktoś. Tak! Powinny być. Bank mógłby przy takim systemie kredytować tylko np. 60% nieruchomości. W tym miejscu jest również miejsce na nasze Bardzo Prorodzinne Państwo. Mogłoby ono np. młodym rodzinom gwarantować pozostałe 40% kredytu. Nie spłacać – dać gwarancje Bankowi, że w skrajnych przypadkach będzie spłacać tę część. Szczegółowe wyliczenia, procenty, mechanizmy powinni wyliczyć ekonomiści. Nie ograniczać takich kredytów do nieruchomości nowych, dając szansę większego wyboru.

Taki model kredytowania chronić będzie wszystkich kredytobiorców. Nie tylko „frankowiczów”.

Być może dobrym pomysłem jest pozwolenie na przewalutowanie na złotówki po kursie z dnia podpisania umowy kredytowej. Przecież Bank na tym nie straci. Cały czas kredyt był przecież oprocentowany zgodnie z tym, co instytucja ta zakładała, a zatem był zysk. Przewalutowanie na złotówki było by też korzystne dla Banku z jeszcze jednego powodu. Cena nieruchomości jest o wiele niższa, niż kwota kredytu, która nagle wzrosła. Pozwalając na przewalutowanie po kursie z dnia podpisania umowy kredytowej spowodowałoby na urealnienie zobowiązania. W przypadku kłopotów łatwiej można by sprzedać nieruchomość.

Na przykład rodzina kupująca w 2007 roku mieszkanie warte 300.000 złotych dostała kredyt na taką właśnie kwotę. By płacić niższą ratę skusili się na kredyt we frankach, który kosztował wtedy 2 złote, a więc kredyt wyniósł 150.000 franków. W najlepszym przypadku cena nieruchomości to nadal 300.000 złotych. Przy cenie franka wynoszącym 4 złote mają do spłaty jakieś… 600.000 złotych. Chcąc się ratować nie mogą sprzedać mieszkania, bo uzyskana kwota nie wystarczy na spłatę kredytu.

Zatem jeszcze raz powtarzam – mam kredyt we frankach, nie chcę dopłat do płaconych rat. Domagam się rozwiązań systemowych, które chronić będą obywateli a nie tylko bankowców! Inaczej banki będą się bogacić (jak podczas ostatniego kryzysu), a obywatele będą bankrutować. W efekcie straci całe Państwo.

frank szwajcarski Foto: sxc

2 komentarzy

kliknij by dodać komentarz


  • a ja mam kredyt w złotówkach i domagam się interwencji państwa, bo nawet po ostatnim skoku franka – kredyt w tej walucie jest tańszy niż mój 😛

  • kredyt we frankach wzięliśmy z mężem w 2007 roku – jakieś 400 tys.; po siedmiu latach spłaty kwota kredytu wynosi 800 tys. ; nieruchomość warta ok 550 tys.; miesięczna rata kredytu na początku spłaty nie przekraczała 2 tys., po dzisiejszym kursie wynosi w przeliczeniu na złotówki 3200 zł; razem z mężem mamy mniejsze zarobki niż 7 lat temu (wówczas oboje pracowaliśmy na etat na czas nieokreślony, ale przyszły cięcia w korporacjach i zwolnienia), 2 uczących się dzieci i na życie i opłaty po spłacie TYLKO raty pozostaje zaledwie 200 zł; gdybym miała kredyt w złotówkach mogłabym sprzedać nieruchomość, pozbyć się kłopotu i jeszcze by została kwota, którą zainwestowałam w dom; gdyby zabezpieczenie hipoteczne było takie jak w Stanach oddałabym bankowi klucze do nieruchomości, pozbyłabym się dachu nad głową, ale i kredytu; CO ZROBIĆ W TAKIEJ SYTUACJI? ISTNIEJE JAKIEŚ ROZWIĄZANIE OPRÓCZ OGŁOSZENIA BANKRUCTWA?