K U L T U R A

Czy Zomo pałowało poznanaków? Prawda czy ściema?

Ściema - najnowsza książka Piotra Bojarskiego  Foto: td

To było dawno, dawno temu, w czasach, gdy młodzi chłopcy po szkole chodzili na zajęcia sportowe, a potem na demonstrację, gdzie rozrzucali ulotki i krzyczeli „nie ma wolności bez Solidarności” albo „chodźcie z nami”. Trochę starsi chłopcy zamiast iść do wojska planowali swoją karierę wstępując do ZOMO, czyli skoszarowanej formacji paramilitaranej Milicji Obywatelskiej, powołanej do zaprowadzania porządku w sytuacjach wyjątkowych. Większy żołd, mniejszy rygor i łatwo było o społeczny awans, dobrą pracę w resorcie.

Tylko, że to nie było tak dawno, raptem dwadzieścia kilka, trzydzieści lat temu. Czasy PRL-u choć nieodległe, dla dzisiejszej młodzieży mają ten sam wymiar co bitwa pod Grunwaldem, ze skojarzeniami, że wtedy nie było smartfonów, coca-coli (pepsi też nie) i chipsów.

Historię z tamtych czasów postanowił opowiedzieć Piotr Bojarski. Jego książka „Ściema” to misja – próba opowieści o tym jak było. Kto zabił, a kto ściemniał w śledztwie. W imię sprawiedliwości!

Dziennikarz na tropie mrocznej zagadki z przeszłości. Kto zabił studenta na przystanku tramwajowym? Choć o morderstwo podejrzewano byłych funkcjonariuszy ZOMO, proces sądowy nie udowodnił ich winy. 28 lat później do sprawy wraca Patryk Chromy, młody dziennikarz śledczy. Będąc coraz bliżej rozwiązania mrocznej zagadki z przeszłości, spostrzega, że ktoś go śledzi. Zanim Chromy zrozumie, co stało się w stanie wojennym, odkryje jeszcze inną ponurą historię.

Chyba nigdy nie mówiłem rodzicom, że chodziłem na demonstracje pod kościołem Jezuitów, tym bardziej, że dostałem wpierdal od Zomowca gumową pałą, po nerkach. Aż tak bardzo nie bolało, bo kurtka, bo plecak. Dużo bardziej piekło ucho i łydki. Niby nic, wspominam to, jako mało znaczący życiowy epizod. Ale mogło się przecież zdarzyć, że jakiś sfrustrowany milicjant mógł zatłuc na śmierć. Mógł! I o tym jest książka Bojarskiego i o tym jak potoczyły się kariery zomowców w wolnej Polsce. I w Poznaniu.

Pachnie martyrologią i pytaniem, kto to będzie czytał! Na szczęście jest  sensacja, atrakcyjna dla czytelnika kryminalne intryga.

Gdybym nie był dziennikarzem książka pewnie by nie powstała mówił Bojarski na spotkaniu promującym książkę. Autorowi towarzyszyła historyczka z Instytutu Pamięci Narodowej i dziennikarska Merkurego Wanda Wasilewska.

Książka jest ważna dla naszej poznańskiej tożsamości.

Książkową opowieść poprzedziła solidna archiwalna kwerenda i teksty dotyczące PRL-u publikowane przez Bojarskiego na łamach gazet. Historia tamtych czasów jest jeszcze nieodkryta, a z biegiem lat rzetelny opis będzie jeszcze trudniejszy. Poprzedni system nastawiony był na niszczenie dokumentów, zacieranie śladów wykroczeń i przestępstw swoich funkcjonariuszy, więc ważna jest pamięć o tych, którzy mieli odwagę zmieniać rzeczywistość, narażając się na szykany władzy.

Spotkanie promujace ksiaze Piotra Bojarskiego

W “Ściemie” jest dziennikarskie śledztwo – w tym autor czuje się doskonale. Zabrakło mi jednak trochę klimatu miasta, tak pieczołowicie malowanego m.in. w tomach o komisarzu Kaczmarku.

Tam autor, historyk z wykształcenia z pietyzmem odtwarzał detale międzywojennego Poznania. W Ściemie zbyt wiele rzeczy wydawało się oczywistymi dla autora, a raczej potrzebny byłby tu przewodnik – tu zawsze stał saturator, a tu pani, która ważyła i mierzyła przechodniów. Trochę tak jak przywołany przez Wandę Wasilewską klimat Wildy lat 80.tych, gdzie dzieje się część opowieści. Prawie każdy kto urodził się w PRLu bawił się w dzieciństwie jak to się mówiło – w rurach. A te były także częścią budowy komisariatu na Wildzie, który obserwowała mała Wanda.

System komunistyczny chronił swoich funkcjonariuszy, którzy dopuszczali się przemocy. Ginęli nie działacze – ikony opozycji, ale szeregowi członkowie. Wszystko wyglądało jak przypadkowe śmierci, a śledztwa były szybko umarzane. „Ściema” to być może ostatnia już próba dotarcia do tych, którzy pamiętają tamte czasy. Bo może okazać się też tak, że ktoś uwierzy w historię, w której milicjant – bo takie było zadanie – całym sercem z zaangażowaniem ochraniał ojca świętego podczas jego pielgrzymki do Poznania (sic!)

Co teraz robią Zomowcy, jak potoczyły się ich kariery? Takie pytania stawia też poznański Instytut Pamięci Narodowej. IPN choć uzyskał wgląd do wielu dokumentów, to teczki personalne byłych milicjantów nie są dostępne dla badaczy historii.

Problemem jest też dyspozycyjność prokuratury, także w okresie po 1989 roku. Śledztwa podjęte po odzyskaniu niepodległości nie zostały wcale pchnięte do przodu.

Z tym zadaniem próbuje się zmierzyć Piotr Bojarski. Jako historyk wie doskonale, że Milicja często tworzyła alternatywne wątki do swoich działań, przede wszystkim chroniąc swoich funkcjonariuszy.

Na szczęście „Ściema” nie jest książką do końca historyczną, fabuła to przede wszystkim kryminalna intryga z walorami edukacyjnymi. To zupełnie inny styl, niż wcześniejsze powieści Bojarskiego. Tu – czuje się odpowiedzialny za historię, za każde słowo, za prawdę. Chce powiedzieć mamie zamordowanego przez Zomo Piotra Majchrzaka – tak było!

“Ściema” to bardziej lektura dla młodzieży. Kanon wiedzy o tym jak naprawdę wyglądały tamte czasy bez smartfonów, coca-coli i chipsów. Co nie znaczy, że książki nie powinni czytać starsi czytelnicy. Powinni. Nie tylko po to, żeby przypomnieć sobie czasy młodości, ale przede wszystkim uświadomić sobie jak było naprawdę! Bez propagandowej ściemy!

Piotr Bojarski Ściema, premiera: 22.06, 2015, Wydawnictwo Media Rodzina

Dodaj komentarz

kliknij by dodać komentarz