Firma

Firmom potrzebne tanie pieniądze

Firmom potrzebne tanie pieniądze  Foto: Sollus / Jacek Lisewski

Wśród przedsiębiorców panuje przekonanie, że większym firmom łatwiej pozyskać kapitał – czy to od banków, czy to z giełdy, czy od funduszy private equity. Duże firmy mają też większą zdolność do finansowania własnego. Gdzie i jak bezpiecznych funduszy mogą poszukać mniejsze podmioty? Ile kosztuje faktycznie pieniądz i czego boją się właściciele firm? O tym, podczas kolejnej „Debaty z Głosem”, przy biznesowym śniadaniu w restauracji Mosaica hotelu IBB Andersia, rozmawiali przedstawiciele wielkopolskich organizacji biznesowych.

Firmom potrzebne tanie pieniądze Foto: Sollus / Jacek Lisewski

Podczas debaty wypowiadali się przedsiębiorcy, reprezentujący różne punkty widzenia, swoje twierdzenia opierali na doświadczeniu zdobywanym w firmach działających na różnych płaszczyznach – eksportowej, zorientowanej na Europę Zachodnią (Wojciech Jankiewicz, dyrektor finansowy PAS Polska Sp. z o.o. z Opalenicy), eksportowej ogniskującej działania na Wschodzie i Południu (Wioletta Perz, dyrektor generalny Galileo Polska i Krzysztof Smoliński, dyrektor finansowy), międzynarodowego koncernu (Joanna Zakrzewska, dyrektor finansowy, członek zarządu Exide Technologies), doradczo- inwestycyjnej (Andrzej Głowacki, prezes zarządu DGA SA) oraz związku pracodawców (Jacek Kulik, wiceprezes zarządu WZP). Dyskusję moderował Filip Gorczyca, wicedyrektor w zespole ds. rynków kapitałowych PwC.

Filip Gorzyca - wicedyrektor w zespole ds. rynków kapitałowych PwC Foto: Sollus / Jacek LiseswkiFilip Gorczyca: Źródła finansowania firm to temat bardzo aktualny, w mediach już od dłuższego czasu toczy się gorąca dyskusja na temat utrudnionego dostępu do kapitału dla małych i średnich przedsiębiorstw. Pozwolę sobie jednak na początek trochę przekornie przywołać tezę, którą postawił niedawno jeden z bardzo znanych polskich biznesmenów. A mianowicie, że dla solidnych i wiarygodnych projektów dostęp do finansowania nie jest trudniejszy niż był przed wybuchem globalnego kryzysu. Natomiast obecnie banki i inne podmioty zapewniające finansowanie przyjmują znacznie ostrzejsze kryteria przy selekcji finansowanych przedsięwzięć. W rezultacie zostały odcięte wątpliwe projekty, a te dobrze rokujące mają dostępne finansowanie na bardzo korzystnych warunkach.

Wojciech Jankiewicz: Po raz kolejny sprawdza się powiedzenie, że duży, który osiąga sukcesy, może więcej. Duże przedsiębiorstwa, osiągające bardzo dobre wyniki finansowe, nie mają żadnego problemu z finansowaniem, natomiast mniejsze, które mają pomysł, ale nie mogą wykazać się kilkuletnim okresem prowadzenia działalności z dobrymi wynikami finansowymi, mają problem. Marże kredytów powoli są znów rozsądne, przy kredytach w złotych problemem są stanowczo zbyt wysokie stopy procentowe. Z racji profilu eksportowego mojej firmy korzystam wyłącznie z kredytów w euro, złotówkowy byłby zbyt drogi.

Filip Gorczyca: Warto rozróżnić dwie rzeczy – jedna to koszt kredytu, a druga to ogólna gotowość banków do finansowania przedsięwzięć. Według danych Komisji Europejskiej w 2011 roku Polska była w absolutnej czołówce w Europie jeśli chodzi o pozytywne rozpatrywanie wniosków kredytowych. Ponad 86% firm, które starały się o kredyt, otrzymało pełne finansowanie, 9% w części, a tylko ok. 4% firm dostało decyzje odmowne.

Krzysztof Smoliński - dyr. finansowy Gallileo Polska, przedstawiciel PIGIEIK Foto: Sollus / Jacek LisewskiKrzysztof Smoliński: To oczywiście prawdziwa statystyka, natomiast dotyczy ona dokumentów, które spłynęły do banku. Trzeba pamiętać o całej masie pomysłów i wniosków, które są kasowane na etapie konsultacji w firmach doradczych. Wielkie firmy mają ten komfort, że same sobie mogą wybrać bank, który im udzieli kredytu prawie że w ciemno. Banki wolą się zainteresować dużymi firmami, niż rozdrabniać akcję kredytową pomiędzy tysiące mniejszych przedsiębiorstw, jak się okazuje bardziej dynamicznych i w rezultacie bardziej dla banków zyskownych, generujących większe przychody. Ale o nich mało kto dba. Większość rynku to nie firmy duże, z kapitałem zagranicznym czy korzystającym z dokapitalizowania poprzez giełdę, tylko firmy dużo mniejsze. Mają one problem z prawidłowym udokumentowaniem opłacalności inwestycji i planowanych działań , w konsekwencji z dostępem do bezpiecznych pieniędzy. Duża część podmiotów starała się i otrzymywała pieniądze z Unii, natomiast dla wielu małych firm występują zauważalne problemy z udokumentowaniem wkładu własnego.

Po zakończeniu inwestycji mają duże problemy z utrzymaniem firmy na odpowiednim poziomie z powodu zakłóceń w płynności finansowej firmy, spłacaniu zobowiązań inwestycyjnych powziętych wcześniej. Do tego dofinansowanie przyznawano czasem bezmyślnie kilkunastu czy kilkudziesięciu podmiotom na te same produkty czy usługi, co zupełnie nie odpowiadało rzeczywistemu zapotrzebowaniu rynku. W warunkach konkurencji te firmy nie mają szans nie tylko na rozwój, ale na utrzymanie się bez zmian profilu. Potrzebny tutaj jest szerszy horyzont, niedostępny dla właścicieli małych średnich firm, potrzebna jest wiedza i duże rozeznanie na rynku.

Andrzej Głowacki - prezes zarządu DGA SA, przedstawiciel WKK Foto: Sollus / Jacek LisewskiAndrzej Głowacki: Spójrzmy więc na ten rynek „z lotu ptaka”. PBS należące do GK DGA zbadało 60.000 firm w Polsce. Wyniki są bardzo interesujące, okazuje się że 76% firm prowadzi działalność w oparciu o wyłącznie własne środki, zaledwie 24% firm korzysta również z form zewnętrznych. Dlaczego prowadzą działalność wyłącznie w oparciu o własne środki? U 45% przedsiębiorców wynika to z niechęci do zadłużania. Według mnie to bardzo niedobrze o nas świadczy, jesteśmy bardzo konserwatywni i przez to pozostajemy w ogonie innowacyjności w Europie. U 40% przedsiębiorców występuje brak potrzeby zadłużania się, 13% twierdzi obawia się o brak zdolności kredytowej i utratę płynności. Z kolei 12 % firm uważa, że finansowanie z własnych środków jest korzystniejsze niż kredytem, a 4% ma niewystarczające informacje o możliwościach kredytowania. Jak widać, w zdecydowanej większości firmy finansują się same, co zmniejsza ich zdolność do ekspansji i rozwoju.

Jacek Kulik: Media fałszują obraz całej sytuacji, bo jeżeli pojawia się informacja, że brakuje źródeł finansowania, to jest to problem trochę wyimaginowany. Ograniczenia akcji kredytowej było w 2008 roku. Teraz liczy się przede wszystkim koszt kapitału. Włosi pożyczali pieniądze płacąc za swoje obligacje kiedyś 4 %, teraz pewnie koło 9%, takie są prawa rynku. Małe firmy, jeśli nie dostaną pieniędzy z banku, pójdą do takich pseudo banków, które chętnie zapewnią im finansowanie, ale za wyższy procent. Przekonaliśmy się w roku 2008 na czym polega bezpieczeństwo finansów, kiedy dochodziło do pozafinansowych form zabezpieczeń typu opcje, małe firmy przejechały się nie tyle na usługach banków, co przyszywanych doradców, którzy zabezpieczając „tyły”, oferowali opcje nie tłumacząc zawiłości tych skomplikowanych instrumentów finansowych. Wiele firm na tym poległo, także wielcy inwestorzy jak Roman Karkosik czy Zbigniew Jakubas.

Filip Gorczyca: Jeśli mówimy o niechęci do korzystania z finansowania zewnętrznego wśród polskich przedsiębiorstw, to myślę że wśród wielu prywatnych biznesów w Polsce, które zostały rozwinięte i nadal znajdują się w rękach jednego właściciela, nastąpiła swego rodzaju stagnacja wskutek dojścia do pewnego pułapu, powyżej którego nie ma pomysłu na dalszy dynamiczny rozwój biznesu. Na polskim rynku, który jest całkiem pojemny, przedsiębiorstwa te radzą sobie bardzo dobrze, ale nie widzą potrzeby wychodzenia na inne rynki. Inaczej niż w wielu mniejszych krajach naszego regionu, gdzie wiele firm jest skazanych na ekspansję zagraniczną. Pytanie co mogłoby polskich przedsiębiorców skłonić do szukania nowych dróg rozwoju poza granicami kraju, co w wielu przypadkach wymusiłoby również korzystanie z zewnętrznych źródeł finansowania.

Jacek Kulik: Mam wrażenie, że firmy unikając zewnętrznego finansowania, finansują się wzajemnie. Gdy obie strony są zainteresowane współpracą, to dają sobie dłuższy termin płatności, kredyt kupiecki. To nie jest stabilne rozwiązanie, bo wystarczy, że jedno ogniwo tego łańcucha ma problem, to zagrożonych jest od razu kilka firm. Jeśli główny wykonawca inwestycji nie przelewa podwykonawcom nalezności na czas, to mamy bunty na budowach, które opóźniają pracę wszystkich.

Joanna Zakrzewska - dyr. finansowy Exide Technologies, przedstawiciel Loży Wielkopolskiej BCC Foto: Sollus / Jacek LisewskiJoanna Zakrzewska: Bazą do zaciągnięcia finansowania dłużnego jest to, że musi być przewidywalność cashflow w bliższej i dalszej przyszłości. Jeśli są małe i średnie firmy, które działają na tak młodym rynku jak w Polsce, i są zależne od swoich klientów, to ważna jest kwestia dywersyfikacji kanałów dystrybucji, w każdej chwili może przydarzyć się zator. Taki klient nie jest zbyt wiarygodny dla banku. Jeżeli przedsiębiorca nie może wykazać w sposób nie budzący zastrzeżeń, że będzie generował przepływ pieniędzy i nawet mimo turbulencji będzie spłacał raty, to nie uzyska wsparcia banku. Wydaje mi się, że u nas bolączką jest też bardzo niekorzystna proporcja kredytów dla przedsiębiorstw do kredytów dla osób fizycznych. Konsumpcyjne są wysoko oprocentowane, zapewniają duży zysk, dlatego banki je preferują. To jest niezdrowa proporcja, raczej nie występująca w krajach Europy Zachodniej.

Wojciech Jankiewicz: Banki zbyt łatwo uzyskują wysokie zyski na tym rynku bez większego wysiłku, natomiast ja bym zwrócił uwagę na koszt kapitału. Przy polskich stopach procentowych (stawka międzybankowa WIBOR 1 miesiąc wynosi 4,71 %, podczas, gdy stawka europejska EURIBOR 1 miesiąc wynosi 0,42 %) trzeba mieć wysoką stopę zwrotu, żeby inwestycja miała sens. Dla przedsięwzięć obarczonych dużym czy średnim ryzykiem, to czasem gra jest niezwykle ryzykowna.
.

Filip Gorczyca: Jakie instrumenty poleciliby Państwo przedsiębiorstwom mającym trudności w dostępie do kredytów bankowych?

Jacek Kulik: Na celowniku dużych firm na pewno powinna być GPW, dla średnich NewConnect….

Krzysztof Smoliński: Tak, natomiast problem będzie z mniejszymi podmiotami. Powiedzmy, że małej firmie trafił się kontrakt. Ma z jednej strony dostawcę, z drugiej gwarantowanego odbiorcę, nie ma natomiast kapitału i nie ma majątku, który byłby dla banku zabezpieczeniem kredytu. Nie dostanie finansowania na konkretny kontrakt, mimo że jest jego operatorem, a ryzyko takiej operacji dla banku jest żadne. Oprócz dystrybucji kawy Galileo zajmujemy się, wykorzystując naszą siatkę kooperantów, organizacją dostaw innych produktów, w tym między innymi masła, do wielu krajów. Zobaczmy co się dzieje: jako członek Wielkopolskiego Klastra Spożywczego dostajemy wykaz zapotrzebowania ze strony zagranicznych odbiorców zgłoszonego w ciągu ostatnich dwóch tygodni. Mogę sfinansować jeden kontrakt, dwa, na tyle mam zabezpieczenia w majątku firmy. Skala finansowania potrzebna na realizację większej liczby kontraktów naraz przekracza wartość majątku firmy i nikt nie chce udzielić przedsiębiorcy kredytu, mimo że zwrot z transakcji byłby już po kilku tygodniach. Żadna mniejsza firma, czy np. pojedyncza mleczarnia (jest w stanie dostarczyć maksymalnie 20% zapotrzebowania) tego nie zrealizuje, bo potrzebna jest całkowita dostawa, nikt nie będzie zajmował się częściami. Wobec tego potrzebny jest ktoś taki jak my, który zbierze masło z wielu mleczarni w jeden kontyngent, to kosztuje, tak samo jak logistyka, opakowania, transport. Z kolei duże firmy nie będą się zajmować transakcjami generującymi przepływy roczne rzędu kilkuset tysięcy euro.

Wioletta Perz - dyr. generalny Galileo Polska, przedstawiciel PIGIEIK Foto: Sollus / Jacek LisewskiWioletta Perz: Cały czas chcemy się rozwijać, mamy dalekosiężne plany, wchodzimy na wiele rynków zagranicznych, otwieramy wiele płaszczyzn współpracy, jednak cały czas borykamy się napotykając bariery finansowe. Mamy potencjał, mamy zainteresowanie, kredyty kupieckie nie są dla nas atrakcyjne. Nie czekamy jednak z założonymi rękami, firma jak dotąd posługiwała się środkami własnymi a w razie konieczności ewentualnymi pożyczkami prywatnymi, bo nie chcielibyśmy się zatrzymać w połowie drogi.

Andrzej Głowacki: Banki doskonale współpracują z firmami z dobrą historią kredytową. Wtedy bank nie ma problemu nawet, żeby zaryzykować, Banki również nawiązały dobrą współpracę z funduszami poręczeniowymi, na przykład pozostających w gestii wojewodów, z kwotami do miliona złotych. To jest sposób, w jaki władze wspierają rozwój firm. Większy problem jest ze startupami, tutaj Unia Europejska i rząd uruchomiły kilka linii wsparcia, za chwilę rusza inicjatywa Jeremie – pożyczki dla przedsiębiorców, sensownie oprocentowane. Form jest sporo, natomiast firmy nie mają wiedzy. Trzeba trochę się naszukać, żeby znaleźć i w porę skorzystać z np. funduszy zalążkowych, które dysponują stosunkowo niewielkimi funduszami, więc obsłużą tylko kilkanaście projektów w regionie.

Andrzej Gogulski: Nie ma wspólnej płaszczyzny miedzy bankami a potencjalnymi kredytobiorcami. Ktoś kto ma pomysł, często nie ma wiedzy, dokąd udać się po pieniądze. Z drugiej strony w banku nie ma specjalistów, który ocenią pod względem biznesowym pomysł, czy ma szansę realizacji, patrzą tylko na słupki. Naukowcy, przedsiębiorcy i instytucje finansowe rozmawiają na zupełnie innych płaszczyznach, nie mogą się dogadać, nie ma szans na finansowanie takich projektów.

Andrzej Głowacki: Ale to trzeba akurat rozpatrywać indywidualnie, bo można byłoby zapytać się PARP, dlaczego w ramach dotacji 8.1 przeznaczyło pieniądze na uruchomienie 80 projektów tej samej branży. Środki były przyznawane, bo był dobrze wniosek wypełniony, rozpatrywali pod kątem tylko spełnienia kryteriów formalnych wniosków, nie było inwestora prywatnego, który by mógł ocenić przydatność biznesową zgłoszonych projektów. Spotykamy przedsiębiorców, którzy mają pomysł z wyliczonymi na papierze większymi przychodami niż Microsoft za kilka lat. Zawsze w takiej sytuacji pytam, kto poniesie większe ryzyko, ja jako inwestor czy ta firma. Jeśli więcej ma być ryzyka po mojej stronie, wtedy kończę rozmowy.

Jacek Kulik - wiceprezes zarządu, Wielkopolski Klub Kapitału Foto: Sollus / Jacek LisewskiJacek Kulik: Mamy młody kapitalizm i większość firm małych to firmy rodzinne, i ci ludzie żyją z przeświadczeniem, że jak jeść to małą łyżeczką, żeby się najeść a nie od razu rzucać się na głęboką wodę. Firmy rodzinne mają obawy przed braniem kredytu, wolą rozwijać się powoli, ale z własnych środków, nie akceptują też dzielenia się własnością z inwestorami.

Andrzej Głowacki: W tym aspekcie trzeba pozytywnie ocenić zmianę, która pozwala małym firmom, które działały dotąd w oparciu o wpis do ewidencji, łączyły majątek prywatny z firmowym, na łatwe przekształcenie w spółkę z o.o. Dotąd każda wpadka, to obawa, że jest zagrożony mój dom, mój samochód, cały mój dorobek. Przedsiębiorcy nie inwestują bo się boją takowych sytuacji.
Chciałem też zwrócić uwagę na niedocenianą formę finansowania – obligacje. Nasze władze z pieczołowitością podeszły do wprowadzenia na rynek akcji firm. Sprawdzanie bilansów, biegli, Komisja Papierów Wartościowych i Giełd, zeznania przed Radą Giełdy, dbanie o to by inwestor nie został wprowadzony na minę i nie kupił bezwartościowych papierów. Jeśli chodzi o obligacje to puszczono temat samopas. Przez kilkanaście wpadek zakończonych bankructwem spółek emitentów, inwestorom obligacje kojarzą się pejoratywnie. A społeczeństwo ma wiele miliardów złotych oszczędności na lokatach w banku, z drugiej strony dużo firm poszukuje pilnie finansowania, jest duży popyt na pieniądze. Przedsiębiorcy nie mogąc dogadać się z bankami są skłonni do korzystania z droższego instrumentu obligacji. Dla Kowalskiego to byłby dobry interes, gdyby mógł zarobić na obligacji np. 7- 9% zamiast 4 na lokacie. Trzeba przywrócić wiarę w obligacje.

Joanna Zakrzewska: Przy inwestycjach problemem jest wybór właściwych źródeł finansowania, optymalnej struktury, bo raczej nigdy nie korzysta się tylko z jednego instrumentu. To się wiąże z oceną ryzyka, przy niskim ryzyku wybór jest pomiędzy finansowaniem dłużnym a kapitałowym. Przy wysokim ryzyku to głównym narzędziem jest pożyczka właścicielska albo dokapitalizowanie, ponadto trzeba pamiętać o tym, że właściciel oczekuje najwyższej stopy zwrotu ze swojego zainwestowanego kapitału. Przedsiębiorcy nie zdają sobie sprawy z tego, że finansowanie się własnym kapitałem to najdroższa z form finansowania, dodatkowo nie ma efektu podatkowego, tarczy podatkowej. Powracamy do tematu edukacji, w zakresie źródeł finansowania i konsekwencji podejmowania wyboru, jak finansować działalność bieżącą i inwestycje.

Filip Gorczyca: Żyjemy w niepewnych czasach, choć w Polsce póki co odczuwamy to w mniejszym stopniu niż w innych krajach Europy. Wielu ekonomistów jest zdania, że przez przerost zadłużenia czeka nas jeszcze co najmniej kilka lat huśtawki na rynkach. Ten brak stabilności z pewnością nie będzie sprzyjał łatwemu dostępowi do kapitału. Jak się przygotować na ten czas, gdy będzie utrudniony dostęp do finansowania? Mówi się, że bank to jest instytucja która daje parasol jak jest ładna pogoda, a gdy zaczyna padać to zabiera go z powrotem…

Firmom potrzebne tanie pieniądze Foto: Sollus / Jacek Lisewski

Andrzej Głowacki: Z psychologicznego punktu widzenia nie może być gorzej, niż wtedy gdy nam „coś”, w tym wypadku kryzys wisi nad głową. Ta sytuacja powoduje postawy zachowawcze, niechęć do ryzyka i innowacji. Druga kwestia to sukcesja w firmach – nie ma kultury przekazania firmy rodzinie, firmy są nieprzygotowane do transakcji zbycia. Wkrótce pojawi się duża podaż firm, których właściciele będą przechodzić na emeryturę i będą potrzebowali pieniędzy na dobre życie na emeryturze. Polski przedsiębiorca płaci najniższą składkę na ZUS, nie może się wiele spodziewać emerytury z państwowej kasy. Polskie firmy są w większości firmami autorskimi, często dystans władzy między szefem a pracownikiem jest nader duży. Z drugiej strony wiele firm ma zadyszkę, teraz są dobre okazje do konsolidacji i zakupu. Jeżeli firma będzie zachowawcza to upadnie, bo obecnie brak rozwoju równa się katastrofie.

Jacek Kulik: Ludzie zakładając firmy rodzinne z reguły nie zdają sobie sprawy z zagrożeń, teraz zaczynają się okopywać, zabezpieczać interesy, zabezpieczać majątek rodzinny. Firmy te nie mają również nawyków współpracy, dopiero teraz powoli zaczynają powstawać zrzeszenia, klastry, w myśl tej zasady, że duży może więcej. Powstają też inne podmioty, startupy czy inspirowane przez uczelnie i ośrodki badawcze spinouty. Wbrew pozorom firmy mają pieniądze własne, które mogą inwestować, tylko czekają na odpowiedni moment, nie bardzo wiedząc co może być sygnałem, że warto już zacząć działać.

Krzysztof Smoliński: Żadnych klapek w głowach tak od razu nikt nam nie otworzy, to nie jest takie proste. Co z tego, że mam nawet wiedzę o biznesie, skoro nie rozumiem uwarunkowań globalnych? Jeśli nawet rozumiem uwarunkowania i mam podstawową wiedzę, to zaczynam rozumieć i dostrzegać, że to czego jeszcze nie wiem o rynku i ryzyku może być tak ważne i skomplikowane, że ja się o to przewrócę.

Filip Gorczyca: To kwestia zaufania do rynku i innych podmiotów, a to zaufanie buduje się bardzo powoli. W kwestii finansowania biznesu i tak jest u nas o niebo lepiej niż na rynkach wschodnich, gdzie kapitał jest dużo droższy i dla większości podmiotów w praktyce w ogóle niedostępny.

Joanna Zakrzewska: Na rynkach wschodnich, jeśli ktoś chce się rozwijać a nie ma wsparcia właścicielskiego ze strony firm zagranicznych, ze spółek macierzystych, to rzeczywiście ma problem. My udzielamy naszym spółkom zza wschodniej granicy wsparcia, pomagamy jeśli chodzi o kapitał obrotowy. Trzeba wykazać się dużą znajomością rynku chcąc wejść z biznesem, przeprowadzić analizę ryzyka, powściągnąć optymizm, nie operować ogólnymi danymi.

Wojciech Jankiewicz - dyr. finansowy PAS Polska, przedstawiciel Wielkopolskiego Związku Pracodawców Foto: Sollus / Jacek LisewskiWojciech Jankiewicz: Ja może odwrócę trochę kierunek, bo wychodzimy z naszymi produktami za granicę, ale raczej na Zachód i ciągle porównuję stopy procentowe, i warunki kursowe. Priorytetem dla mnie nie jest dostępność kapitału, a jego koszt. Do dyskusji o finansowaniu zewnętrznym chętnie bym dodał przeniesienie trochę entuzjazmu z rynku konsumenckiego na sferę przedsiębiorców, by nie bali się podejmować wyzwań.

Filip Gorczyca: Trzeba sobie zadać pytanie, czy dopóki nie będziemy w strefie euro, możemy w ogóle liczyć na jakąkolwiek znaczną obniżkę stóp. Biorąc pod uwagę potrzeby inwestycyjne polskiej gospodarki związane między innymi z nadrabianiem zapóźnień cywilizacyjnych w zakresie infrastruktury, chroniczny niedobór kapitału będzie jeszcze przez wiele lat czymś, z czym trzeba nauczyć się żyć. Ciężko spodziewać się spadku stóp procentowych w Polsce do poziomu strefy euro.

Wojciech Jankiewicz: Mam odmienne zdanie, uważam że te stosunkowo wysokie stopy procentowe, są napędzane celem, jakim jest utrzymanie niskiego poziomu inflacji i ten jeden cel przesłania szerszy horyzont. Wzrost gospodarczy w moim przekonaniu nie rodzi poważnych przeszkód, żeby doprowadzić do obniżenia stóp. W praktyce dopiero przystąpienie do strefy euro pozwoli nam skorzystać z plusów stałego kursu euro. Teraz mamy taką paradoksalną sytuację, że pracujemy jako sektor eksportowy głównie dla Europy Zachodniej, która ma bardzo niskie stopy, my natomiast wysokie, dodatkowo jesteśmy podatni na zmianę kursu, nie mamy zbyt silnych atutów w ręku. Im szybciej wejdziemy do strefy euro tym lepiej, ale tylko przy założeniu, że nastąpi ono po dobrym kursie, szczególnie to ważne dla eksporterów, którzy tworzą produkcję w kraju i zatrudnienie. Polska tak dobrze przechodzi przez kryzys, bo rośnie opłacalność eksportu.

Joanna Zakrzewska: Dla importerów akurat lepsza jest sytuacja, gdy kurs jest niższy. Ale nawet nie jest tak dokuczliwy wysoki kurs, jak bardzo zmienny. Amplituda wahań kursowych potrafi przyprawić o ból głowy dyrektora finansowego, zarówno spółki-importera, ale i spółki-eksportera, ze względu na dużą zmienność różnic kursowych i wpływ na rachunek zysków i strat.

Filip Gorczyca: Może na koniec porozmawiajmy o kwestii pozyskania kapitału z giełdy lub od funduszy kapitałowych. W jakim momencie najlepiej podjąć decyzję o podzieleniu się własnością i które rozwiązanie wydaje się korzystniejsze?

Jacek Kulik: To jest problem, jak już mówiliśmy, zrezygnować z bycia sterem, żeglarzem i okrętem we własnej firmie. Fundusze zewnętrzne typu private equity są nastawione na zakup firmy, wyciągnięcie z niej ile się da i sprzedanie dalej z dużym zyskiem. Dla firmy rozwojowej to jest tak naprawdę najgorsze rozwiązanie. Giełda wydaje się korzystniejsza, jeśli nie liczyć sporadycznych przypadków wrogich przejęć.

Filip Gorczyca: Tak, przy czym w Polsce bardzo rzadko zdarza się żeby właściciele firmy debiutujących na giełdzie, przynajmniej w pierwszej fazie, oddawali nowym akcjonariuszom pakiet kontrolny. Prawie zawsze główny akcjonariusz zachowuje ponad 50% akcji. Giełda stała się dla polskich przedsiębiorstw jednym z naturalnych sposobów pozyskania kapitału. To bardzo odróżnia Polskę od innych krajów naszego regionu. Tam giełda rzadko rozpatrywana jest jako potencjalne źródło pozyskania kapitału i w rezultacie fundusze private equity są tam o wiele silniejsze niż u nas.

Joanna Zakrzewska: Fundusz private equity może być dobrym rozwiązaniem jeśli istnieje problem sukcesji w firmie, zwłaszcza rodzinnej. Jeśli nie ma sukcesora, w tym momencie sprzedanie firmy funduszowi może być korzystne, bo wnosi on kompetencje i wiedzę do spółki, wyprowadza ją na prostą, giełda tego w prosty sposób nie rozwiąże.

Firmom potrzebne tanie pieniądze Foto: Sollus /Jacek Lisewski

Rozmawiali: Andrzej Gogulski, Michał Cieślak
Zdjęcia: Jacek Lisewski, sollus.pl

1 komentarz

kliknij by dodać komentarz


  • ta, poznański biznes, konserwatywny i zatwardzialy – a Wrocław sie rozwija i swiatowo wyglada a u nas prowincja – przede wszystkim mentalna! provate eqity – srity a ludziom płacą grosze!